czwartek, 22 sierpnia 2013

Sztokholm na weekend skradł nam serca i brzuchy ;)

Ciekawa byłam Skandynawii, Szwecji, Sztokholmu, ponieważ w tym rejonie Europy jeszcze mnie nie było :)  Dlatego przed wyjazdem z moją drugą połówką - przewertowaliśmy  przewodniki, blogi podróżnicze i powoli zarysowała się nam mapa miejsc, które chcielibyśmy zobaczyć. Wystarczyłoby ich oczywiście na wypad tygodniowy - niestety mieliśmy na to zaledwie cztery dni, w tym dwa w samym Sztokholmie. Ale jak ktoś mądry powiedział - pierwszy raz jedzie się i robi zaledwie "rozpoznanie terenu", aby potem wiedzieć, gdzie chcemy wrócić.

Nam lista miejsc, do których chcemy pojechać po raz drugi i trzeci z roku na rok się powiększa, a teraz już wiem, że Sztokholm będzie kolejnym obowiązkowym punktem!




W samej Skandynawii intrygowały nas zarówno krajobrazy z połaciami zielonych lasów, malowniczymi, skalistymi wysepkami oraz już w samym Sztokholmie klimat starego miasta, smakołyki szwedzkiej kuchni, jak i dziesiątki pomysłowych i multimedialnych muzeów, z których wybraliśmy: Junibacken czyli muzeum z postaciami z bajek Astrid Lindgren, Muzeum Vasa z  XVII-wiecznym okrętem, skansen na wyspie Djurgarden, gdzie można zwiedzić miasteczko z I polowy XIX wieku oraz zobaczyć rodaków Rudolfa, a także Aquaria Vattenmuseum z imitacją lasu tropikalnego i morskimi mieszkańcami raf koralowych. 
Chrapkę mieliśmy również na wycieczkę po Sztokholmie łódką, bo zwiedzanie od strony wody jest bardzo przyjemne – ze względów praktycznych - pozwala odetchnąć zabieganym nogom, a mówiąc górnolotnie jednocześnie z zupełnie innej perspektywy zobaczyć miasto. Udało nam się opłynąć łódką cała wyspę Djurgarden – polecam.


Na promie nie buja – czyli droga do Nynashamn


Do Sztokholmu można udać się drogą morską czyli promem lub samolotem (na lotnisko Skavsta oddalone 100 km od Sztokholmu latają tanie linie Wizzair i Ryanair). My wybraliśmy wyjazd łączony czyli promem Polferries drogą morską do Nynashamn, potem kolejką podmiejską do Sztokholmu, a z powrotem samolotem z lotniska Skavsta.
Na prom w Gdańsku, który miał nas zawieźć do Nynashamn wsiadaliśmy uzbrojeni w zapas aviomarin-u, jednak mimo wcześniejszych obaw, nie kołysało praktycznie wcale. Dodatkowo w kajucie – przypominającej mi z dzieciństwa przedziały – kuszetki można się było doskonale wyspać przed kolejnym etapem podróży,  skorzystać ze sklepu bezcłowego, w którym alkohol jest dużo tańszy niż w sklepach w Szwecji.


Prom z Gdańska do Nynashamn płynie 18 godzin i mimo tak długiej podróży mija całkiem przyjemnie – wieczorem można spędzić „full romantic” wieczór z własnym osobistym mężem lub żoną na pokładzie, podziwiając zachód słońca ;) Jednak najbardziej interesujący krajobraz zaczyna się wyłaniać z morza około 2 godzin przed wpłynięciem do portu  Nynashamn, kiedy prom zaczyna lawirować pomiędzy skalistymi wysepkami u wybrzeża Szwecji. Dla tego widoku warto wybrać się drogą morską do Sztokholmu. Skaliste wysepki wynurzające się z zatoki skrywają charakterystyczne szwedzkie czerwone domki. Przetransportowanie się z  Nynashamn do Sztokholmu również nie sprawiło problemu, ponieważ kursuje kolejka podmiejska, którą w ciągu godziny dostajemy się na samą stację centralną w stolicy Szwecji.

Gamla Stan – stare miasto w miniaturze

Zdecydowaliśmy się na nocleg na statku zacumowanym u samego wybrzeża Gamla Stan, czyli klimatycznej starówki Sztokholmu oraz nieopodal artystycznej dzielnicy Slussen. Sama wysepka Gamla Stan jest malutka, kilkanaście przecznic można obejść w ciągu dwóch godzin. Bez mapy natkniemy się na katedrę, rynek, zamek królewski, muzea, więc warto przejść się wąskimi uliczkami. Na starówce jest też mnóstwo sklepików z typowo szwedzkimi pamiątkami – z wizerunkiem łosia, renifera i czerwonego konika z Dalarny oraz Muminkami. 



Djurgarden – wyspa uwalniająca dziecięcą radość życia

Djurgarden to zielona wysepka, pełna parków, ścieżek rowerowych, a także fantastycznych muzeów. Już z oddali widać wieżę karuzeli Grona Lund, maszty muzeum Vasa i Nordiska Museet.

Muzeum Vasa - XVII wieczny Titanic?

Spośród odwiedzonych przez nas muzeów - największe tłumy skupiało Vasa Museet z wrakiem wyłowionego w latach 60-tych przez Szwedów okrętu Vasa. Okręt, który zatonął w  XVII wieku przeleżał w wodnych odmętach kilka stuleci, a mimo to zachował się w doskonałym stanie, drzewo dębowe, z którego był wykonany jedynie pociemniało. Statek w 95% składa się z oryginalnych elementów, ozdobne rzeźbienia, naczynia, figury wszystko to zrobiło wrażenie nawet na mnie - zupełnej okrętowej analfabetce :)
 W całej historii dotyczącej okrętu Vasa pojawia się nawet wątek polski, albowiem -  Szwedzi podejrzewali nas – Polaków – o zatopienie ich okrętu wojennego- przecież na przełomie XVI i XVII wieku nasze kraje prowadziły ze sobą wojny (aż trudno obecnie uwierzyć, iż Polska mogła stawać w szranki ze Szwecją). Na jednej ze ścian w muzeum widnieje napis: „How could it happen? Was it the wrath of God Or the Malice of Poland? Was the crew drunk or was the Vasa wrongly built?”(Jak to się stało? Czy to był gniew Boga czy złośliwość Polaków? Czy pijana załoga czy Vasa źle zbudowany?)

Jednak prawdziwą przyczyną zatonięcia okrętu Vasa jest bardziej trywialna - król nakazał konstruktorom statku umieszczenie większej ilości armat na górnym pokładzie, przez co statek przepłynął kilka kilometrów, przechylił się na bok.. i zatonął.


Muzeum Junibacken cofnęło nas,  o co najmniej o dwie dekady do tylu i pośród rozbrykanych dzieci, szczególnie ja miałam radochę z oglądania kilkumetrowego domku Muminków znanego z książek Tove Johnson, z miniaturową kuchnią, salonem, plastikowymi tortami, kiełbaskami, dom Pippi z poddaszem, składzikiem na drewno, a wszystko w skali 1:1, że może tam wejść dorosły.
Jednak w Junibacken największe wrażenie wywarła na nas wycieczka kolejką przez świat bajek Astrid Lindgren. Wsiedliśmy do wagonika i miły lektor w języku angielskim przeniósł nas na podwórka, do wnętrz domów postaci z opowieści słynnej szwedzkiej bajkopisarki - Ronji, córki rozbójnika, Dzieci z Bullerbyn, Madiki z Czerwcowego Wzgórza, Emila ze Smalandii, Braci Lwie Serce i Nilsa Paluszka. A wszystko pomysłowo wykonane, zgrane ze sobą światła, dźwięki. Wagonik unosi się do góry, w dół, wokół własnej osi zadziwiając kolejnymi scenami. Można znowu poczuć się dzieckiem z przejęciem wertującym kolejne strony bajecznie ilustrowanej książki.


Na Djurgarden zachwycił nas Skansen – a w nim  rekonstrukcja XIX-wiecznego szwedzkiego miasteczka z piekarnią, sklepikami, hutą szkła, apteką, sklepem metalowym, a wszystkie budynki wyposażone w meble, narzędzia i urządzenia z epoki. Po skansenie przechadzają się pracownicy przebrani w stroje z epoki, bardzo życzliwie płynną angielszczyzną odgrywający postacie z XIX – wiecznej Szwecji. 

I tak Pani – grająca gospodynie domową – w zwyczajnym szwedzkim domu, z uśmiechem na twarzy przesuwając ręką po sznurku pełnym haftowanych płócien mówi „O przepraszam za bałagan, ale właśnie dzisiaj robiłam pranie” . Oboje uwielbiamy taką "interaktywność", pomysł, gdy coś się dzieje, a nie oglądanie zakurzonych muzealnych gablot!
No i jeśli ktoś nie planuje jechać w najbliższym czasie do Laponii, a chce zobaczyć rodaków Rudolfa, to w skansenie będzie mógł zapoznać się z reniferami! My trafiliśmy na całe stadko - tatę renifera z gigantycznym porożem, mamę renifer i małe słodkie reniferki, których rogi są tak uroczo zamszowo-mechate.
Poza tym w skansenie są rysie, niedźwiadki, wydry, foki, a nawet łosie, jednak tych ostatnich w podlaskim nie brakuje – niedawno jeden przechadzał się na przedmieściach Białegostoku.


Król Julian może ugryźć
Fanom kreskówki "Madagaskar" polecam wstąpić do Aquarium wewnątrz Skansenu, gdzie można poprzechadzać się wokół swobodnie biegających lemurów, które wcale nie boją się ludzi, aczkolwiek, jak przestrzegała kasjerka – nie można ich dotykać bo mogą ugryźć.

Kotbullar, gulasz z renifera i hamburgery ze śledziem
Amatorzy lokalnej kuchni muszą koniecznie odwiedzić halę targową z jedzeniem - Ostermalms Saluhall, do której można dojechać metrem.Już po wyjściu ze stacji oczom ukazuje się XIX-wieczny budynek z specjałami kuchni szwedzkiej, w tym serami, krabami, rakami, filetami ze świeżego łososia. Wokół są restauracyjki, z cenami  „szwedzkimi”, ale bardzo klimatyczne. 
 Druga hala targowa - do której niestety nie udało się nam dotrzeć - to Hotorgshallen.

My nie chcąc nadwyrężać kiesy, skosztowaliśmy klopsików szwedzkich czyli kotbullar z puree ziemniaczanym i żurawiną – mojej połówce smakowały, a ja nie umiem odpowiedzieć czy były lepsze niż te z Ikei :)


Ponadto zgodnie z zaleceniami znajomych – dotarliśmy także do słynnej budki z hamburgerami ze śledziem mieszczącej się przy stacji metra Slussen, gdzie o dziwo zjedliśmy hamburgera z panierowanym śledziem w smacznej bułce w cenie 55 koron.
Wiele lokali oferuje gulasz z łosia lub renifera jako typowo szwedzki rarytas, ale my już byliśmy po „oko w oko” z całym stadem reniferów w skansenie na Djurgarden i po zobaczeniu tych sympatycznych pyszczków – nie przełknęłabym ani kęsa takowego gulaszu :)!

Ahoj szczury lądowe – piwo na żaglowcu 
Na Gamla Stan pełno jest przyjemnych knajpek z mini-ogródkami, w których można przysiąść na kawę, piwo czy kieliszek wina. ja jednak polecam wszystkim pub na żaglowcu Af Chapman zacumowanym u wybrzeża wyspy Skeppsholmen – podświetlony nocą wygląda nastrojowo, zatem „ahoj szczury lądowe”! Siedzi się na leżakach umiejscowionych na  pokładzie, skąd rozciąga się widok na migoczące światełka wysepki Gamla Stan. Wrażenia bezcenne, za wszystko inne zapłacisz w „koronach” ;p



Podziemna galeria sztuki czyli sztokholmskie metro
Metro sztokholmskie (Tunnelbana) całkiem słusznie określane jest podziemną galerią sztuki, ponieważ ściany każdej ze stacji ozdobiono w zupełnie innym stylu. Najciekawsza jest linia metra niebieska biegnąca od stacji T-centralen w kierunku Akali lub przeciwnym. Nam przypadła do gustu tęczowa stacja Stadion oraz T-centralen z niebiesko-białymi wizerunkami ludzi i roślin. Metro jest zupełnie inne niż te petersburskie (które także zrobiło na mnie duże wrażenie), czy londyńskie lub praskie. jedno jest pewne - na jeżdżeniu samym metrem można by spędzić jeden całkiem przyjemny wieczór. 


Karta Sztokholmska
Chcąc w pełni korzystać z atrakcji Sztokholmu warto zaopatrzyć się w kartę sztokholmską, która umożliwia wstęp do kilkudziesięciu muzeów w Sztokholmie, a także przejazd łódką na trasie wokół wyspy Djurgarden lub wokół wyspy Kungsholmen. Do kupienia są karty dobowe, 48 godzinne lub 72 godzinne, ważne od pierwszego użycia w danym obiekcie.


Co warto przywieźć?
Śledzie w puszkach, miód z jagodami w kolorze różowym, gadżety kuchenne z łosiem, konikiem z Dalarny lub dla fanów Muminków  z białymi stworkami. Fajne akcesoria kuchenne można znaleźć także w sklepikach Lagerhaus i Ahlens :) Ale ostrzegam - trzymajcie się za portfele :p 

Więcej o gadżetach do kuchni, cenach szwedzkich akcesoriów oraz o tym, co mi się udało przywieźć w poście - Gadżety do  kuchni ze Sztokholmu!

3 komentarze:

  1. Świetna relacja z wyprawy i zdjęcia :) A gadżety kuchenne po prostu boskie!

    OdpowiedzUsuń
  2. ach Skandynawia!
    zawsze chciałam zobaczyć ;)
    albo Norwegię, albo Szwecję ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Proszę o przypomnienie, gdzie jest ten sklep z rzeczami z muminków. Pamiętam, ze to była ulica dochodząca do rynku w Sztokholmie, ale nie pamiętam dokładnie

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...